Spotkaliśmy się zrządzeniem świata
Wśród snu na trawie, wonnego jesienią
Naprzeciw w sobie pogrążeni
Nieśpiesznie płonąc instynktem mądrości
We krwi słonecznego umierania
I weszliśmy w ten zmierzch rozświerszczony,
Spalony dzień zostawiwszy za sobą
I szliśmy, szliśmy przez miękkość dźwięków
W głąb sadu szeptanych myśli
Owocnych prawdy brzemieniem
Wołając tęsknie niezmiennej idei
W potoku żywym nurzaliśmy dłonie
Co łyk, co wdech w zachwycie wiedzy
Byliśmy pełni po brzegi duszy
Przeczucia wielkiej pewności
Że trzeba będzie podźwignąć nasz los
Archetyp czysty palcami wykuwać
Zatrzymać śmierć od miecza Hedone
Niewinność — mimo — domniemywać przez łzy
Otwartej dłoni czynić znak
A teraz, gdy dnieje oddzielna treść
Crescendem kroćsetnym przerywa śnienie
Naglącym pędem pociąga w nurt —
Pamiętaj powrócić pewnego zmierzchu
Do źródła, do kilku tych śmiałych ȷot
18 listopada 2017